[przed spektaklem muzyka hip hop - Kaliber 44]
[Ja to ja - Pragnę być nietypowy, niepowtarzalny
Jednorazowy i oryginalny ]
[Na scenę wchodzi lektor]
Witam wszystkich zgromadzonych. Tych których nie ma też witam. I Panią w trzecim rzędzie i Ciebie dzieciaku. Podałbym rękę ale za daleko.
Wszędzie za daleko.
To nie jest duży spektakl, to nawet nie można rozmiarowo określić. Ale warto posiedzieć i posłuchać. Skoro już zdecydowali się Państwo przyjść. Zapraszam.
OSOBY: Doktor P, Chudy Mareczek, Salowa Iwonka, Eward Poeta
AKT PIERWSZY
Rzecz dzieje się w szpitalu psychiatrycznym w Bieszczadach. Sala albo pokój. Wszystko w różnych kolorach. Liliowe ściany, biały sufit i krzesło. Brązowy kaloryfer. Łóżko w kolorze szarym, takim jak niebo o tej porze roku. Na łóżku siedzi Chudy Mareczek. Podśpiewuje piosenkę, zmieniając bez przerwy tekst i melodię.
Po jednej z piosenek do sali wchodzi Edward Poeta.
CHUDY MARECZEK
- Witajcie.
EWARD POETA -
Kolega nowy?
CHUDY MARECZEK
- Jaki tam nowy. Dziesięć lat na oddziale. Ale kolega nowy?
EDWARD POETA
- Kolega do mnie kolega mówi i że nowy? Kiedy to ja zacząłem pytać czy kolega to kolega i czy nowy.
CHUDY MARECZEK
- Nieważne kto zaczyna. Zwłaszcza tutaj. To nieważne.
EDWARD POETA
- Zgdzam się. Kolega mądrze prawi, inteligentny rzekłbym. Więc po imieniu?
CHUDY MARECZEK
- Mareczek jestem. Inteligentny - owszem. A z kim mam przyjemność?
EDWARD POETA - Edward. Poeta z zawodu. Pasjonat literatury, kobiet i dobrego żarcia.
CHUDY MARECZEK -
Poeta z zawodu? Brzmi dumnie! Ale czy opłacalnie?
Edward zachwycony aprobatą Mareczka, uśmiecha się i siada na krześle.
EDWARD POETA -
Nie piszę dla pieniędzy. Dla duszy bardziej. Przede wszystki dla duszy.
CHUDY MARECZEK -
Nie pojmuję. Pracować za darmo, dla duszy?
EDWARD POETA - Właśnie tak. Wszystko dla duszy.
CHUDY MARECZEK - A jesteś tutaj z powodu duszy czy może głowy?
EDWARD POETA - Głowy.
CHUDY MARECZEK -
Świr z ciebie, jednym słowem.
EDWARD POETA - Skądże Mareczku.
CHUDY MARECZEK - Mnie też sprowadza głowa. Urojenia, lęki i takie tam zawrotne stany. Nazywają mnie świrem i mówią że głowę mam spierdoloną. Tobie też tak powiedzą, więc jak kumpel kumpla, ostrzegam wcześniej byś nie zdziwił się zbyt bardzo.
EDWARD POETA -
Piszę książkę. I nie mam problemów z głową. Szukam inspiracji, pomysłów, ciekawych ludzi. Takich jak ty. Spierdolonych.
CHUDY MARECZEK
- Piszesz książkę? Ale to ja jestem spierdolony. Edwardzie, proszę cię (śmiech Mareczka)
Edward wyciąga notes i pokazuje pierwszą stronę.
EDWARD POETA - Czytaj na głos
CHUDY MARECZEK -
Czytać? Edwardzie, nie czytam książek.
EDWARD POETA -
Więc słuchaj.
Nazywam się Edward Kruk piętam jak przywieźli mnie i kazali spokojnie leżeć. A ja rzucałem się i przeraźliwie krzyczałem. Nazywam się Kruk. Jeszcze o tym nie wiem, jeszcze nie rozumiem że stąd nie ma wyjścia. Zamknęli drzwi a w oknach widziałem jedynie kraty. Trafiając tutaj, jesteś skazany na szaleństwo, obłęd i tych wszystkich ludzi o których pisać będę książkę. Co z tego że jestem zdrowy, jestem zdrowy. Nie mam stanów lękowych, nie odczuwam niczego bardziej ani mniej. Jest jesień. Czarnowłosa Pani doktor stoi przy mnie i niedługo wyda wyrok. Razem z nią dwóch otyłych sanitariuszy. Czekają aż padnie komenda. Nazywam się Kruk. Powtarzam coraz ciszej i niewyraźnie. Po dłuższej chwili, wszystko zaczyna brzmieć jak bełkot. Sam siebie nie rozumiem.
Najgorsze jest spadanie, jakbym nagle zapomniał latać. A przecież potrafię latać.
Wieczór kończy się na niewygodnym łóżku. Wbijają strzykawkę i następuję przeraźliwa pustka.
A przecież nazywam się Kruk. Chociaż to wszystko brzmi już co najmniej niewiarygodnie.
CHUDY MARECZEK
- Jak się nazywasz?
EDWARD POETA
- Kruk.
Mareczek nie jest w stanie pojąć o co chodzi Edwardowi. Próba zrozumienia tekstu i sytuacji jest zbyt trudna.
CHUDY MARECZEK
- Jesteś tutaj z powodu książki?
EDWARD POETA -
Mareczku, uwierz że jestem tutaj z powodu ksiażki.
CHUDY MARECZEK
- Wierzę. Ale boję się. Bo skoro ja jestem spierdolony a ty piszesz książki, to czy naprawdę jest ze mną tak źle?
EDWARD POETA -
Czego się boisz? I czy naprawdę chcesz żebym to powiedział?
CHUDY MARECZEK -
Ale bądź szczery.
EDWARD POETA
- Jesteś chory. Wciskają ci leki, próbują wcisnąć kit o cudownym działaniu tabletek. Ale to nie pomaga. Bo jesteś tutaj już tyle lat.
CHUDY MARECZEK -
Dziesięć. A ile przede mną?
EDWARD POETA -
Do końca życia. Nigdy nie wyjdziesz poza teren ośrodka. Przegrałeś Mareczku.
Mareczek wpada w histerię. Przeraźliwy krzyk roznosi się po korytarzu. Z trudem jeszcze zadaje pytanie Edwardowi.
CHUDY MARECZEK -
A co będzie z tobą?
EDWARD POETA
- Uspokój się. Ja też przegram. Nie ma zwycięzców w tej walce.
CHUDY MARECZEK -
A więc nasze życie nie różni się aż tak bardzo.
EDWARD POETA
- Nie. Ja jestem tutaj bo chcę napisać książkę. Ty będziesz głównym bohaterem. To jest ta sama historia, ten sam cel.
Na salę wchodzi Doktor P. Edward chce uciec, ale ostatecznie zostaje razem z Mareczkiem.
DOKTOR P
- Kogo widzą moje śliczne oczy.
CHUDY MARECZEK
- Śliczne?
EDWARD POETA - Zachowuj się Mareczku.
Ale w końcu obaj wybuchają śmiechem.
DOKTOR P
- Zabawne chłopcy. Co Pan Edward robi na tej sali?
CHUDY MARECZEK -
Panie doktorze, to przez samotność. I książkę. Będę bohaterem. Prawdziwym bohaterem.
DOKTOR P -
Bohater, książka? Co za ciekawa historia Mareczku.
CHUDY MARECZEK -
Bycie bohaterem zobowiązuje. Trochę się boję, a trochę jestem dumny.
EDWARD POETA
- Ja może wyjdę do siebie.
CHUDY MARECZEK
- Zostań. Opowiedz Panu doktorowi o książce. Czy jest w niej także miejsce dla niego?
DOKTOR P -
Co to za książka o której mówi Mareczek? Edwardzie!
EDWARD POETA -
Proszę nie słuchać wariata.
CHUDY MARECZEK -
Jak możesz? Wspominałeś o książce, bohaterze. Bo jesteś tutaj z powodu głowy i książki. I wszystko to robisz tylko i wyłącznie dla duszy. A ja jestem spierdolony.
EDWARD POETA
- Milcz.
DOKTOR P -
Edwardzie.
CHUDY MARECZEK -
Powiedz Panu doktorowi prawdę. On nas nie wyda. Ufam mu bardziej jak sobie.
EDWARD POETA
- Nie ma żadnej książki. Nie mam pojęcia Mareczku o czym mówisz.
CHUDY MARECZEK
- Książka!!! (Wściekły Mareczek znowu pobudza się i zaczyna robić się wyraźnie agresywny)
EDWARD POETA
- Uspokój się.
DOKTOR P -
Obaj się uspokójcie. Już wołam pielęgniarki i sanitariuszy.
CHUDY MARECZEK -
Myślałem że jesteśmy...
EDWARD POETA
- No kim? Przyjaciółmi?
CHUDY MARECZEK
-Tak właśnie.
DOKTOR P
- A kim jesteście? Dla siebie?
Edward zerka na rozstrzęsionego Mareczka. Jego chuda postać wzbudza litość i kruszy nawet najtwardsze serca.
EDWARD POETA
- Przyjaciółmi.
DOKTOR P
-Tak zachowuje się przyjaciel?
CHUDY MARECZEK
- Nie.
EDWARD POETA
- Tak.
CHUDY MARECZEK
- O tym napiszesz w książce? Że masz przjaciela?
EDWARD POETA
- Napiszę że miałem przyjaciela który był bardzo chory.
CHUDY MARECZEK
- Co się z nim stanie?
EDWARD POETA -
Umrze w samotności.
Doktor nerwowo zaczyna krążyć po sali, przysłuchując się rozmowie mężczyzn. Mareczek zaś chowa się pod kołdrę.
CHUDY MARECZEK
- Nie ma mnie. Nie ma mnie.
EDWARD POETA -
Tchórz.
CHUDY MARECZEK
- Tylko nie tchórz!
EDWARD POETA - Bo co?
CHUDY MARECZEK
- Napiszesz że twój przyjaciel umrze.
EDWARD POETA
- Bo umrze. Szalony. Nie mając pojęcia o tym że żył.
CHUDY MARECZEK
- To straszne.
EDWARD POETA
- Nawet bardziej niż straszne.
CHUDY MARECZEK - Zaufałem ci Edwardzie.
EDWARD POETA -
I dobrze. To najrozsądniejsze co mogłeś zrobić.
DOKTOR P
- Zaufanie Edwardzie. Wiesz do czego zmierzam?
EDWARD POETA
- Owszem.
DOKTOR P -
Ufasz?
EDWARD POETA
- Nie ufam. We mnie jest poeta, artysta, wędrująca po świecie dusza. Buntownik.
CHUDY MARECZEK -Wariat!
EDWARD POETA
- Wciąż nie jesteś w stanie zrozumieć dlaczego tu jestem? Skoro potrafię logicznie myśleć i samodzielnie jeść śniadania, obiady kolację. Nikt nie stoi nade mnie, nie rozdrbnia chleba, nie trzyma łyżki i nie podaje ciepłej herbaty. A więc nie powinno mnie tutaj być. Logiczne.
To ty jesteś wariatem Mareczku! Ja chcę napisać książkę.
CHUDY MARECZEK
- Jestem. Jestem pierdolonym świrem!!!
(Wpada po raz kolejny w szał i rzuca w Edwarda poduszką)
DOKTOR P -
Edwardzie wracaj do siebie.
EDWARD POETA -
Kiedy ja nie wiem dokąd wracać?
DOKTOR P
- Sala dwadzieścia dwa.
CHUDY MARECZEK
- Poza numerem wszystko jak tutaj. Dla umysłowo chorych.
EDWARD POETA
- Logicznie patrząc na sytuację, nie powinno mnie tutaj być.
CHUDY MARECZEK
- Logicznie patrząc na sytuację, masz rację. To moja sala. Ty jesteś z dwudziestki dwójki.
Ja jestem spierdolony, a ty chcesz napisać książkę.
EDWARD POETA
- Zgadza się!
DOKTOR P -
Edwardzie wyjdź!
Uspookojony przez sanitariuszy Mareczek kładzie się na łóżku. Edward wraca do siebie. Na salę dwadzieścia dwa. Doktor również wychodzi. Mareczek nie może usnąć tej nocy. Rozmyśla o książce Edwarda i coraz bardziej zastanawia się który z nich mówi prawdę. Czy naprawdę jest spierdolony i wszystko do czego zmierza Edward to książka którą chce napisać. I czy naprawdę będzie głównym bohaterem.
Scena 2
Edward rozlewa na podłogę herbatę. Zimną i gorzką jak życie, z którym ciągle nie jest w stanie sobie poradzić. Na salę wchodzi Sprzątaczka Iwonka. Kobieta z widoczną nadwagą. Poza tym nie wyróżnia się niczym więcej.
SPRZĄTACZKA IWONA - Kretyn!
EDWARD POETA - Słucham?
SPRZĄTACZKA IWONA- Kretyn jesteś, cymbał. Herbatę się pije, nie rozlewa cymbale.
EDWARD POETA - Wyrwij mnie Panie z bólu, nienawiści...
SPRZĄTACZKA IWONA - Modlisz się?
EDWARD POETA- Ja naprawdę nie chciałem. Jestem tutaj przypadkowo. Ale ja z tą herbatą.
SPRZĄTACZKA IWONA - Posprzątam, za to mi płacą.
EDWARD POETA- A ja jestem tutaj przypadkowo. Nie powinienem tutaj być. Jestem poetą.
SPRZĄTACZKA IWONA - Udowodnij.
EDWARD POETA - Jak mam to zrobić?
SPRZĄTACZKA IWONA - opisz moją osobę.
EDWARD POETA- Lirycznie?
SPRZĄTACZKA IWONA - Szczerze?
EDWARD POETA - Poeta ma napisać coś szczerze?
(Chwila milczenia. Śmiech Edwarda)
SPRZĄTACZKA IWONA - Z czego się cymbale śmiejesz?
EDWARD POETA - Tylko i wyłącznie z ciebie.
(Chwila milczenia. I znowu śmiech Edwarda)
Sprzątaczka bierze w ręce mopa i próbuje wycierać podłogę.
EDWARD POETA - Prawo, lewo, prawo, lewo.Ruchy, szybciej, wolniej. Prawo...
SPRZĄTACZKA IWONA - Jesteś cymbałem. Do Diabła z tobą, żaden normalny człowiek nie zachwouje się tak jak ty. Wszyscy jesteście tutaj jebnięci. Rozumiesz debilu? To twoje miejsce, zostaniesz w tej pierdolonej sali do końca swoich pieprzonych dni. Bo na to zasłużyłeś!
Edward, bezradnie wzrusza ramionami i nie mówi nic. Nie śmieje się, nie porusza stopą ani ręką. Siedzi tak minutę na łóżku. Stopy bezwiednie zwisają dookoła świata.
EDWARD POETA- Kim jesteś by nazwywać mnie cymbałem? By przewidywać przyszłośc i wskazywać miejsce mojego pobytu? Kim, ty jesteś?
Iwona kończy myć podłogę i ma wyjśc już bez odpowiedzi. Ale Edward wstaje z łóżka i zbliża się w jej kierunku.
SPRZĄTACZKA IWONA - Odejdź. Nie mam nic do powiedzenia.
EDWARD POETA - Do Diabła mnie wysyłasz? A co jeśli cię znajdę, razem z nim?
Przyjdę razem z nim i zrobimy piekło. Ugotujesz się, uśmażysz swoje tłuste cielsko.
SPRZĄTACZKA IWONA- Aaaaaaa, kurwa skończ!
EDWARD POETA - Ładna mi kariera! Sprzątaczka w domu wariatów. Szczyt ambicji? Przeczytałaś choćby jedną książkę?
SPRZĄTACZKA IWONA- Pracuję 10h dziennie. Sprzątam wasze osrane kible, resztki jedzenia, wycieram korytarze bo nie trzymacie moczu, bo jesteście ułomni!
EDWARD POETA - Ja piszę poezję.
SPRZĄTACZKA IWONA- Wyciągaj wiersz. Recytuj Poeto.
Edward ożywia się. I zaczyna szukać w szufladzie zapisanych kartek z poezją.
EDWARD POETA - Poezja.
on był w Kellenhusen ona w Ustrzykach Dolnych
on do zakochania potrzebował chwili ona o wiele dłużej
i mogło być dobrze tuż tuż błyskawicznie że zdaje się że ładnie
że tak jakoś inaczej
nie
nic się nie dzieje
we mnie wszystko ma swój porządek
a tu tak pusto i trzeba zacząć od nowa
jeszcze jeszcze
ona pozwoliła mu wyjechać on się nie zatrzymywał
on pisał wiersze ona nie rozumiała
i mogło być tak zawsze nawet dobrze albo przynajmniej teraz
mogli nie budzić się setki razy
kiedy mówił - znam takie miejsca gdzie możemy żyć umierać
i rozstawać się razem
zapytał "chcesz je zobaczyć"
odpowiedziała - nie chcę
SPRZĄTACZKA IWONA - Pokaż kartkę!
EDWARD POETA - Proszę.
Iwona robi z niej tysiące kawałków i rozrzuca po sali.
SPRZĄTACZKA IWONA - Ziemia wszystko przyjmie. Poeto, Panie świrze poeto. Bo powiedziała nie. Rozumiesz, nie chciała z tobą.
EDWARD POETA- Boże, co ty zrobiłaś! Boże, Boże! Nie!
IWONA SPRZĄTACZKA - Przecież wy poeci, piszecie o tym czego nie ma
Edward kladzie się na podłogę i płacze.
EDWARD POETA- Powiedziała nie. Masz rację.
IWONA SPRZĄTACZKA - Nie kochała, dlatego powiedziała nie.
EDWARD POETA- Ale było nam naprawdę dobrze. Przysięgam było dobrze.
IWONA SPRZĄTACZKA- Kryje się w tobie coś niedobrego. W mężczyznach ogólnie jest wiele zła.
EDWARD POETA- Jestem cymbałem. Z całym bagażem tej rozmowy, z każdym słowem, zachowaniem. Tysiącem kartek papieru. Uświadomiłaś mnie że jestem cymbałem.
IWONA SPRZĄTACZKA - Jesteś. Ale jesteś także facetem, chorym, pozbawionym poczucia rzeczywistości facetem.
EDWARD POETA - Miłośc pozbawia poczucia rzeczywistości. Jak wódka i mycie podłogi.
IWONA SPRZĄTACZKA - Świetna metafora. Aplauz dla pisarza.
EDWARD POETA - Świnia.
IWONA SPRZĄTACZKA - Bądź tak uprzejmy i zachowuj się jak poeta, artysta. Jak nieskażony ludzką zawiścią ponadprzeciętny, inteligent świr.
EDWARD POETA - Zachowałbym się przyzwoicie. Ale jest coś co niestety mi nie pozwala droga Pani.
SPRZĄTACZKA IWONA - Co takiego?
EDWARD POETA - Świnia który wyszła z koryta. I zgubiła drogę do domu. Świniom nie wolno wychodzić z koryta bez pozwolenia pana. Ja jestem panem. Więc wracaj.
SPRZĄTACZKA IWONA - Potwierdzasz poziom który reprezentujesz.
EDWARD POETA - Vice versa. Vice versa. Mała, grubiutka świnko!
Edward uśmiecha się pod nosem, gasi światło i wychodzi z sali zostawiając Iwonę samą. W ciemnościach wieczornych, dobiega końca konwersjacja. Z której wynikło kto jest świanią a kto panem. A przecież rozchodziło się przede wszystkim o poezję, jak mniem o poezję i poetów.
Damian Sawa